przełącz na wersję dla niedowidzących
Kliknij aby zobaczyć czytania na dzisiejszy dzień
Tu jesteś » Różności » Czytelnia

Czytelnia

Kazanie o. Henryka Kałuży SVD

23 XI 2006 r.

Kazanie wygłoszone przez o. Henryka Kałużę SVD w naszym kościele w dniu 23 XI 2006 roku.

Moi umiłowani bracia kapłani, z księdzem dziekanem na czele, drogie siostry elżbietanki, kochany ludu Boży. Smutno nam dzisiaj w ten wieczór, ziemia śląska płacze. Trudny to rok. Najpierw Katowice i gołębie kręcące głowami jakby czuły, a potem te potężne zwały śniegu. I tak wszyscy mówią, że szczęście, bo jakby tak ze dwie lub trzy godziny wcześniej, to ofiar mogło być tysiące. Potem..., potem luty "Halemba" nr 1 i dziś "Halemba" nr 2. Smutno się zrobiło na tej śląskiej ziemi. Chciałoby się zapytać: czemu..., dlaczego to tak jest, że w "najwyższej szczęścia chwili smutek na serce pada zawsze, czemu w zadumę skroń się chyli w południe złotem najłaskawsze" - pytałby Norwid. Lecz na pytanie, dlaczego nie ma odpowiedzi. Tak długo, nie ma, jak długo się nie uwierzy. Cynicy powiedzą: a w co, a w kogo, a po co? My jednak, kiedy zebrani tutaj w tym miejscu, jak pewnie w wielu innych miejscach tej śląskiej ziemi, zwłaszcza z okazji trzynastego miesiąców letnich - dni fatimskie lub każde inne święta matczyne, jakoś nas więcej. Wiem, że jedno to co jest najbardziej człowiekowi potrzebne, to poczucie bezpieczeństwa. Jak długo tego człowiek nie ma, nie jest sobą. Co więcej dziś już wszyscy psychologowie o tym dokładnie mówią, że jeżeli nasze dzieci są dziś bardzo niespokojne i agresywne, to przede wszystkim powód jest jeden - brak poczucia bezpieczeństwa. Zabawki tego nie załatwią, rower górski też nie, nawet kino domowe.

Mały Jacuś płakał i płakał ojciec się denerwował trząsł nim: "i czego ci jeszcze trzeba?" Miał mieć wszystko i miał oprócz jednej rzeczy, oprócz rodzinnego poczucia bezpieczeństwa.

To się jeszcze na nas skupi, to się jeszcze nam wróci. Nawet nie będziemy wiedzieli kiedy, jak bardzo mocno, bo nie da się, jednak mimo wszystko się nie da, zapchać dziury w sercu takim czy innym towarem, nawet za obcą walutę - jest to niemożliwe.

W październiku wróciłem z pomocy duszpasterskiej z Anglii. To miejsce, gdzie od dłuższego czasu już teraz tak, staram się dojeżdżać i pomagać księdzu proboszczowi. Przy kościele jest szkoła podstawowa. Do tej szkoły chodzą bardzo różne dzieci, kolorowy świat. I dzieci z Somalii i z Nigerii i są też dzieci: angielskie, irlandzkie, polskie, rosyjskie, czeskie. Szkoła na wysokim poziomie, więc, kto żyw do niej spieszy. Każdy dobrze wie, że jeżeli będzie dobry fundament szkoły podstawowej, będzie później możliwość lepszej szkoły średniej, a jak będzie dobra szkoła średnia, lepsza będzie możliwość uniwersytetu. Czyli już od szkoły podstawowej, to dziecko jest skazane, albo na sukces albo na przegraną. Dzieci pełniutko... I pewnego dnia pani dyrektor przyszła mnie zapytać, czy bym nie przyszedł do szkoły, bo mają mały problem. Najpierw z dziećmi z Polski, bo te dzieci nic po angielsku i się czują zagubione.

Jest mały Marcel, który... z badań wynika, że jest bardzo inteligentny, ale ten biedny Marcel właściwie jest bardzo agresywny. Na oczach całej klasy rzuca się na podłogę, trzepie się rzuca w te dzieci swoimi książkami, zeszytami i potem nagle się uspakaja, siada, nic nie mówi. Poszedłem, więc... Najpierw było spotkanie z dziećmi tylko polskimi. I gdy Marcel tak przyszedł do mnie i mówi mi tak:
-A ty skąd jesteś? Mówię: Marcelku z Polski, ze Śląska.
-Naprawdę ze Śląska jesteś? Bo ja jestem spod Katowic, wiesz ja tam mieszkam. -Marcelku naprawdę? Ty już chyba tu teraz mieszkasz?
-Nie, ja tam mieszkam.
-A gdzie twój tata?
-No mój tata pracuje.
-A twoja mama gdzie jest?
-Moja mama też pracuje.
-A gdzie oni mieszkają?
-Oni też tam mieszkają, tylko tutaj żeśmy przyjechali... na trochę wiesz? Jak trochę pieniążków zarobimy, to my wrócimy z powrotem do domu.
-Mówię: Marcelku widzisz, może być różnie, może tata z mamą tutaj zostaną.
- Nie, nie, oni tutaj nie zostaną.
-A tobie podoba się tutaj?
-Nie, mnie się tutaj nie podoba.
-A, dlaczego ci się tak tu nie podoba?
-Hmm... wzruszył ramionami.
No i tak sobie usiadłem jeszcze z nim i tak rozmawiam i mówię do niego, jak tylko mogę tak po przyjacielsku. On się tak przytulił mocno, tak mocno.
-A ty naprawdę ze Śląska jesteś?
-No tak, naprawdę ze Śląska. Tak się przytulił.
-A jest tam jeszcze wiosna?
-Nie, Marcelku tam już też jest jesień.
-Chyba nie, ty się chyba mylisz, mówi do mnie. Tam chyba jest dalej wiosna.
-Nie Marcel wiesz, wiosna już przeminęła jak wszędzie. Popatrzył na mnie, ale mówi tak: -słuchaj, ty jesteś ksiądz?
-No tak jestem ksiądz.
-Słuchaj, a powiedz mi coś o Panu Jezusie.
-Marcel, wiesz Pan Jezus to jest ktoś taki, kto naprawdę bardzo kochał dzieci.
-Ja to gdzieś słyszałem.
-Ale poza tym, że on kocha dzieci, to on kocha też całe rodziny. On sam też wychował się w rodzinie. Kocha też twoja rodzinę Marcelku,
-Wiesz - patrzy na mnie, ja ci coś powiem w tajemnicy.
-No to powiedz.
-Mój tata już nie kocha mojej mamy.
-Naprawdę?
-No, a się stało, pytam go.
-No mój tato sobie znalazł inną panią i teraz jak chce się ze mną spotkać, to się umawiamy w parku. -A kochasz twojego tatę?
-No tak kocham go, ale coraz mniej, bo nie kocha mojej mamy, a ja kocham moją mamę.
Ja tak mu się przyglądam, tak mu się przyglądam, mówię: -Pokaż mi, co tu masz, no pokaż? On z tyłu głowy... biała plamka włosów.
-Co ci się stało Marcelku?
-Nie wiem, to tak za jedna noc się stało. Pytam Matko Najświętsza, pytam w tym miejscu, Matko Najświętsza Pani z Koźla: kto okradł to dziecko?!

Uczyńcie co powie wam mój Syn. Uczyńcie, co powie wam mój Syn - ostatnie słowa Matki Bożej na ziemi..., więcej nie zapisano, a to dopiero początek Ewangelii rozdział drugi św. Jana. Więcej nie powiedziała, może powiedziała - nie zapisano. Uczyńcie, co wam powie Syn.

Maryjo, potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa, w taki wieczór jak dzisiejszy szczególnie, potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa wtedy, kiedy patrzymy na nasze dzieci zagubione z kluczykiem na szyi, gdzie mama jest w Holandii, a tata w Niemczech.

Potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa Maryjo, bo życie nam dzieci okrada, a młodzież gubi poczucie swojej własnej tożsamości i bycie sobą.

Potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa w naszych małżeństwach, rodzinach w których przegrzewają się linie telefonów komórkowych, a nie ma czasu by usiąść i podzielić życie.

Matko Najświętsza potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa, Ty stojąca pod krzyżem swojego Syna, bo jeżeli tak się stało, że ten lud niby pobożny, niby religijny chodzący do świątyni przynajmniej kilka razy do roku, przybił do krzyża twojego Syna, to jest to znak, że czegoś mu brak. Jeżeli w dzisiejszym dziwnym XXI wieku, człowiek jest w stanie przybić drugiego człowieka do ziemi, to czegoś mu brak. Odpowiedź jest bardzo prosta, coraz mniej poczucia bezpieczeństwa. Ludzie starsi patrzą się dużymi oczami i nie wiedzą, czy zaraz teraz, czy zaraz potem odwiozą ich do domu starców. Ale jeżeli tak jest, że w rzeczywistości współczesnego świata, dziecko już nawet przed narodzeniem musi się bać, stary człowiek przed śmiercią - to nie może być inaczej.

Dlatego właśnie, dlatego potrzeba nam Matki, bo jeżeli człowieka stać na to, by przybić do krzyża własnego Boga, to znaczy ze trzeba mu Matki, bardzo potrzeba mu Matki. Dlatego tu dziś jesteśmy Maryjo, na twoja prośbę. Twój Syn, zaradził poczuciu bezpieczeństwa tej młodej parze, która jeszcze nie uświadamiała sobie, że jest w jakimś tam małym kryzysie, ale Syn zrobił, znak przede wszystkim po to, by ci którzy z nim byli uwierzyli.

My ciągle myślmy o tej młodej parze - i dobrze, bo w tym dniu należało im się trochę szczęścia, i oszczędzenia wstydu. Ale zapominamy o końcu tej Ewangelii, kiedy to objawił swoja chwałę i uwierzyli w niego jego uczniowie. To jest nie mniej ważne, dlatego też, tak długo będzie nam smutno w takie dni jak dzisiejszy, kiedy to ziemia Śląska płacze, jak małe znicze na deszczu, drżące z zimna, jak długo nie uwierzymy ze mamy Matkę, która jest drogą do Syna. Jak długo w to nie uwierzymy. Jasne, można powiedzieć streszczamy się jakoś tak dziwnie, jedynie tylko na tym naszym śląskim "fyrtlu". A zapominamy, że to właśnie dzisiaj tylko w tym jedynym dniu, w samymi Iraku zginęło 140 ludzi - prawie, że reguła, prawie codziennie. Czego tam brakuje? Czego tam brakuje? Może poczucia bezpieczeństwa. I tym którzy wygrali i tym którzy przegrali, i tym którzy giną lub są narażeni na śmierć tam w Bagdadzie, brakuje poczucia bezpieczeństwa. Dlatego tutaj dziś o Matko jesteśmy i dobrze że mamy gdzie wracać, to jest bardzo ważna wiadomość, że mamy gdzie wracać, że zawsze jest ktoś, kto jest w stanie przygarnąć.

Jakże niepewne jest życie ludzi, miłość wygasa, kto ją rozpali? Serca usnęły, kto je obudzi? Życie umiera kto je ocali? Gdzież my pójdziemy, jak nie do Matki co w progu czeka, trzymając kwiaty. Gdzież my pójdziemy jak nie do Maryi, my niewolnicy z łańcuchem na szyi. Cóż jej powiedzieć, gdy w duszy ciemno, jak spojrzeć w oczy, gdy skarb stracony. Czym wytłumaczyć swą obojętność, głuche kościoły i puste domy. Tymczasem ona wyciąga ręce i cicho woła: dzieci powróćcie. Po jej policzkach płyną łzy ciężkie i ciągle prosi nawróćcie życie. Kto nam pomoże dobrze zrozumieć, Śląską historię tak okłamaną. Gdzież my pójdziemy osieroceni, do Ciebie tylko kochano Matko. Weź nas Maryjo w twe dobre dłonie, niech wiara nasza, znowu zapłonie, niechaj nadzieja znowu ożyje, a miłość Boża niech promienie. Maryjo, my tam już my, tak łatwo na własne życzenie tracimy poczucie bezpieczeństwa, oby się nigdy tak nie stało wierzymy, obyś nagle ty nie musiała stracić, z prostej przyczyny, że my już przestaniemy wracać do Ciebie, Maryjo pomóż nam nie zapomnieć drogi do ciebie. Razem z tobą do wiary w Syna Zbawiciela. Amen.

o. Henryk Kałuża SVD